Wow, to już trzeci wpis można powiedzieć, że staje się systematyczny i pomału wdrażam w życie to co zaplanowałem. O czym dzisiaj? Zapraszam:
Czy też macie takie odczucia, że wciąż na coś czekacie, na święta, ferie, lato, urlopy, itd. Czy czekacie, aż coś się zmieni, coś się wydarzy i wtedy dopiero będzie mogli spędzać więcej czasu z rodziną, zajmować się swoim hobby, więcej podróżować itp.?
Jest jeden problem, że samo się nie zmieni!!! Jak nie zaczniesz działać, to prawdopodobieństwo spadku od bogatej cioci, wygranej w totolotka jest tak małe, że przeczekasz całe życie, a potem w wieku 60 lat obrzucisz pretensjami samego siebie, że mogłeś a nic z tym nie zrobiłeś.
Niby banały a jednak
Ten akapit powyżej to oczywiste banały, o których piszą i mówią wszyscy couche, trenerzy, ale dla mnie te banały są bardzo ważne – bo właśnie do mnie dotarły. Właśnie minęło jedenaście miesięcy od momentu, kiedy zaplanowałem sobie, że coś z sobą zrobię, że ten rok będzie wyjątkowy i pełen zmian, nic nie zrobiłem i samo też się nic nie stało, tak samo wstaję o 6:00 by przygotować się do pracy, dzieciaki do szkoły i żłobka, tak samo pracuję, tak samo kończę pracę i nic się nie zapowiada, że to się może zmienić. Bo samo się zmieni.!!!
Najpierw planowanie!
Oczywiście zaplanowałem bardzo wiele, spisałem wszystkie sprawy, wszystkie postanowienia, najpierw ogólny zarys tego co chciałbym zrobić, potem wszystko uszczegółowiłem, plan można powiedzieć był idealny. Były punkty dotyczące sportu, angielskiego, zabaw i wspólnego uczenia się z dziećmi, regularnych randek z żoną, wdrażania jakiś atlernatyw biznesowych, czytania książek, blogów, słuchania podkastów – ogólnie szeroko rozumianego rozwoju. Tylko coś poszło nie tak i nawet jeśli udało się wdrożyć niektóre z planowanych rzeczy to po dwóch tygodniach równie skutecznie udało mi się wymyślić dobrą wymówkę, aby usprawiedliwić porzucenie wcześniej założonych do realizacji planów.
Co za dużo to nie zdrowo
Można stwierdzić jednym słowem – porażka, znowu w tym samym miejscu, porzucone postanowienia, a starannie przygotowany plan zmian, można wyrzucić do kosza. Ogólnie wszystko sprzyja małej depresji, stąd też tzw. Blue Monday, przypadający na 3 poniedziałek stycznia, kiedy to wszystkie albo większość postanowień noworocznych upada a człowiek traci zapał i wiarę w jakąkolwiek zmianę. Z jednej strony pragnie zmiany, z drugiej nie wierzy, że jest w stanie jej dokonać i poddaje się, zamiast powstać i ruszyć od początku, być może wolniej, być może z uwzględnieniem poprawek swojego planu działania, ale do przodku, może to być na początku tylko 10 pompek, 2 km lekkiego truchtu, 20 brzuszków, 10 słówek, 5 stron wybranej książki na dzień, ale coś robić. Powoli, ale do przodu – bo chcę zmian, a samo nic się nie wydarzy.
Jak sobie pomóc? Po pierwsze nie wszystko na raz.
Na początku przyjrzałem się swojemu projektowi zmian, wniosek był jeden, było ich stanowczo za dużo, zbyt wiele rzeczy chciałem zrobić, a nie miałem zbyt wielu dotychczasowych obowiązków, z których mogłem zrezygnować, aby wygospodarować wolny czas. Brak czasu zmusił do przemyślenia swoich postanowień pod innym kątem, aby znaleźć te, które są dla mnie ważne i te które są ważne, ale nie aż tak. Następnie wszystkim sprawom przypisałem poziom trudności realizacji, na łatwe i te bardziej skomplikowane, a co za tym idzie dokonałem podziału na sprawy, które można wykonać dosyć szybko i takie które wymagają zdecydowanie dłuższej perspektywy czasu. Potem dorzuciłem element pilności spraw oraz podzieliłem na przyjemne i mniej przyjemne.
Taka charakterystyka swoich planów, pozwoliła na ponowną analizę swoich zmian i pozwoliła wybrać co chcę robić na początku, a co mogę odłożyć na później. Uwierzcie trzeba wszystko posegregować, w prawdzie takie przemyślenia zajmują trochę czasu, ale warto. Kiedy wszystko poukładałem, uświadomiłem sobie, że nie było najmniejszych szans na tak znaczące zmiany i nowości. Musiałem wybrać to co jest dla mnie w tym momencie najważniejsze, oczywiście to nie było łatwe, bo chciałem zarówno więcej czasu spędzać na zabawie z dziećmi, więcej czytać, biegać po 10 km, chodzić na siłownię, poświęcić więcej czasu na muzykę, no i zabrać się za tzw. szeroko rozumiane zmiany zawodowe, których tak bardzo oczekiwałem. Ale o tym wszystkim w kolejnych wpisach.